Jak łowić klenie zimą na Popradzie?

Poprad to piękna rzeka. Spędziłem nad jej brzegami niejedną chwilę, która utkwiła mi w pamięci. To właśnie w jej bystrym nurcie łowiłem swoje pierwsze ryby… Ale – od początku!
Rzeka Poprad ma swoje źródło w słowackich Tatrach Wysokich. Przez większą część ponad 160-kilometrowego biegu płynie przez Słowację, aż do Leluchowa, gdzie wyznacza granicę z Polską. Ten słowacki Poprad w niczym nie przypomina rzeki w Polsce – na wielu odcinkach można go porównać do zmeliorowanego kanału. Odbija się to zresztą na całym biegu rzeki, a zwłaszcza na temperaturze wody, przede wszystkim w okresie letnim i zimowym. W lecie woda jest bardzo ciepła, a w zimie często zamarza. Dopiero po stronie polskiej rzeka nabiera charakteru i staje się bardziej dzika. Co prawda trudno zestawiać wody Popradu z bystrzami Dunajca, ale trzeba przyznać, że zdarzają się i szybciej płynące odcinki. Charakterystyczne dla Popradu są długie, głębokie płanie, w których kryją się piękne ryby.
Co można złowić w Popradzie?
Rybostan rzeki można określić jako szeroki. Dominują ryby karpiowate: świnki, klenie, brzany i jelce; zdarzają się także leszcze i płocie, a nawet karpie czy bolenie. Są również pstrągi (może nie tak liczne, jak w Dunajcu, ale jednak) oraz lipienie. Natomiast królowa Popradu jest tylko jedna i jest nią bezsprzecznie głowacica. Przy odrobinie szczęścia można tutaj złowić prawdziwy okaz. Oczywiście w Popradzie możemy spotkać jeszcze wiele innych gatunków ryb, ale zazwyczaj nie dorastają one do dużych rozmiarów, w związku z czym pozostają mniej atrakcyjne wędkarsko.
Mój Poprad – wędkarski raj
Staram się odwiedzić tę piękną, majestatyczną rzekę chociaż kilka razy w roku. Przy okazji wędkowania piję wodę mineralną w Żegiestowie lub Piwnicznej. Zazwyczaj wybieram się nad Poprad w miesiącach zimowych lub wiosennych, bo wtedy najłatwiej jest trafić na czystą wodę. Przez większość lata Słowacy wydobywają i płuczą żwir w swoim biegu rzeki, co często skutkuje dużymi zmętnieniami.
Wróćmy do wędkowania. O ile pstrągi łowię głównie w Dunajcu, to w Popradzie uwielbiam łowić klenie. Upodobały sobie tę rzekę i jest ich tutaj naprawdę sporo. I chociaż ryba 50 cm to już okaz, sportowych egzemplarzy jest sporo, dzięki czemu możemy się cieszyć częstymi braniami. W dodatku występują tutaj częste przyłowy innych gatunków: pstrągów, brzan, świnek, a nawet głowacicy. Słowem: będąc nad Popradem, jesteśmy w wędkarskim raju.
Otwarcie sezonu na Popradzie
W tym roku pierwszą wyprawę nad Poprad zaplanowałem na luty. I chociaż szkoda mi było odpuszczać dunajeckim pstrągom, w końcu – za namową kolegów – dałem się przekonać.
Piękny, słoneczny dzień, parę minut po dziewiątej, parking w Wierchomli. Jestem z kolegą Jakubem, który nigdy wcześniej nie wędkował w Popradzie, więc rozpoczynam dzień od krótkiego instruktażu. Nie chcę uchodzić za kogoś, kto zjadł wszystkie rozumy i uważa, że wie co, jak i gdzie, ale przez te wszystkie lata wypracowałem już pewne schematy, które mogą ułatwić koledze pierwszy kontakt z rzeką. Na pewno będzie lekko i raczej z zastosowaniem przynęt gumowych; do tego wolno i tuż nad dnem.
Nasz sprzęt na zimowe klenie z Popradu
Moje wędzisko to niezawodny Jaxon Grey Stream do 7 g z kołowrotkiem Spro Red Arc 2000, plecionką o wytrzymałości do 3 kg oraz przyponem z żyłki Dragon HM80 o średnicy 0,14. Jakub ma wędzisko Savage Gear Parabelum, a do tego kołowrotek SG6 z plecionką o podobnych parametrach do mojej linki (i z takim samym przyponem). Będziemy stosować lekkie główki jigowe między 1,5 a 3 g oraz przynęty do 3 cali długości.
Czas zacząć! Lutowe klenie w Wierchomli
Rozpoczynamy wędkowanie w środkowym biegu głębokiej, wolno płynącej płani z wielkimi głazami na dnie. Po prostu muszą tu być jakieś ryby! Mija kilka chwil, a parę metrów za plecami słyszę wesołe: „JEEEST!”. Na powierzchni walczy pierwsza ryba – kleń. To już oficjalne: dzień rozpoczęty, a Kubuś został pierwszym łowcą! Podbieram zgrabnie złowioną rybę kolegi. Może nie jest to wielki okaz, ale cieszy nas każda zdobycz.
Przechodzę kilka metrów wyżej, dobieram obciążenie do uciągu wody i zaczynam zabawę z turlaniem po dnie gumowej imitacji larwy. Już po kilku minutach czuję delikatne przytrzymanie, które kwituję szybkim zacięciem. Teraz to ja mam rybę. Po krótkiej walce na powierzchni młynkuje nie za wielki, ale miarowy pstrąg. Wprawny ruch podbierakiem i rybka jest moja! Wyczepiam gumowego robaczka i wypuszczam pstrąga na powrót w toń Popradu.
Od razu wracam do wędkowania. Zaczynam zmieniać przynęty, ale niewiele się dzieje (no, może nie licząc wszędobylskich świnek). Schodzę kilkadziesiąt metrów w dół, na ujście niewielkiego strumienia. Piękne miejsce – głęboki dołek i wielkie głazy. Słońce przygrzewa coraz mocniej. Siadam na wielkim głazie i rzucam raz za razem, podbijając niewielką, trzycalową jaskółkę. Z zamyślenia wyrywa mnie nieoczekiwane branie. Na delikatne puknięcie reaguję natychmiastowym zacięciem. Jest ryba – i to niezła! – ale muszę uważać, bo zestaw nie należy do najmocniejszych, no i mam bezzadziorowy haczyk. Holuję delikatnie i powoli, za to możliwie pewnie. Ryba wali łbem i ucieka w różnych kierunkach. Nie wiem jeszcze, z jakim przeciwnikiem mam do czynienia, ale na pewno nie jest to maluch. Po krótkiej chwili na powierzchni młynkuje głowacica, która pięknie walczy na moim zestawie. Szybki ruch podbierakiem i w końcu jest moja! Chociaż na krótką chwilę… Wyczepiam mojego smelta, tylko ten szczękościsk; nie chce pójść łatwo, ale wreszcie się udaje. Głowacica nie jest miarowa, ma jakieś 60 cm długości. Piękna, taka królewna. Kiedy odpływa, na pożegnanie macha ogonem.
Kolejne miejscówki: od Wierchomli do Piwnicznej
Zjeżdżamy kilka kilometrów niżej na niemal bliźniaczą miejscówkę. No, może jest nieco płycej, ale za to pod brzegiem jest fajna, głęboka rynna. Staję na nasypie kolejowym, rozglądając się w obu kierunkach. Szukam dla siebie kawałka wody. W tym czasie Kuba zajmuje końcówkę płani. Chwilę go obserwuję – wystarczą dwa rzuty i już ma kolejną rybę. Krótka walka na granicy wytrzymałości sprzętu i na powierzchni pojawia się kolejna królewna (już druga tego dnia). Rewelacja! Kilka sekund na pamiątkową fotę i głowacica wraca do siebie.
Idę na swoją miejscówkę. Zmieniam przynętę na perłowego ripperka Savage Gear 6,5 cm. Drugi rzut, delikatne puknięcie i chwilę potem podbieram niewielkiego klenia. Poprawiam rzut w to samo miejsce i historia się powtarza – za moment wypuszczam drugą rybę. Jak to mówią, do trzech razy sztuka, więc ponawiam rzut raz jeszcze, niestety już bez brania. Nic straconego, bo kilka minut później łowię kolejną rybę. Zresztą, całkiem niezłą – mój kleń ma dobre 40 cm. Przeławiamy jeszcze jedną ciekawą wnękę, ale już bez efektu.
Nasza ostatnia miejscówka to olbrzymia płań pod kładką w Piwnicznej Zdrój. O tej porze roku zawsze są tam jakieś ryby. Wprawdzie byli tu przed nami inni wędkarze, ale musimy spróbować. Niestety, niewiele się dzieje – tylko świnki. Jest za to masa ptactwa wodnego: kaczki krzyżówki, łabędzie; widziałem nawet zimorodka. Wygląda na to, że ryby mają już sjestę.
Każda przygoda ma swój koniec
Około 16:00 podejmujemy decyzję o zakończeniu przygody wędkarskiej nad Popradem. Piękny dzień, cudowna okolica, a wreszcie śliczne ryby. Po prostu bajecznie – a co najważniejsze, z happy endem!