Pstrągi – jak dobrać przynęty i jak je prowadzić?

Zimowe łowienie to przede wszystkim guma, delikatne wędzisko i cienka linka. Trzeba przyznać, że wybór przynęt jest dziś p r z e o g r o m n y. Firmy wędkarskie proponują coraz to nowsze wynalazki: larwy, dżdżownice, gąsienice i raczki, wszystkie w niezliczonej ilości kolorów; do tego jaskółki, rippery czy twistery. Wszystko, co ma imitować owady, bezkręgowce lub małe rybki, jest dziś na wyciągnięcie ręki.
Do tego dochodzi kolejny dylemat w postaci zapachu. Przynęty naturalne o zapachu gumy? A może serowe, czosnkowe lub o zapachu kryla? Zmiennych jest cały worek. To, co ostatecznie wybierzecie, zależy tylko od Was, Waszych preferencji, a także znajomości biologii i ichtiofauny. Właściwie trudno powiedzieć, co lepiej zadziała: coś, co nie występuje w wodzie, np. rażąco pomarańczowa larwa, czy może naturalnie wyglądająca guma w kolorze prawdziwej dżdżownicy?
Nie ma tutaj prostej odpowiedzi. Osobiście lubię wędkować przynętami w naturalnych barwach. Kolory nie występujące w przyrodzie pozostawiam stawowym tęczakom. Biały, brązowy, czarny, szary, zielony – dzikie ryby lubią te barwy. Do tego dobieram odpowiednie obciążenie w postaci główki jigowej, czeburaszki czy koralika wolframowego. Jeśli chodzi o zapach, uważam że jest on istotny przy łowach w wodzie stojącej, natomiast w rzece – gdzie woda płynie, a ścieżka zapachowa szybko się rozmywa – nie ma on większego znaczenia.
Są takie dni, kiedy uśpione w zimowym letargu ryby potrzebują mocnego bodźca, który pobudzi je do ataku. Warto wtedy zastosować dość duży wobler twitchingowy. Mocne szarpnięcia dużego woblera robią w wodzie niemałe zamieszanie – pstrągi nie mogą tego wytrzymać i reagują mocnym, instynktownym atakiem.
Gdyby ktoś poprosił mnie o ranking trzech najlepszych zimowych przynęt, na pierwszym miejscu bez wątpienia wymieniłbym statyczną jaskółkę, której animacja zależy tylko i wyłącznie od wędkarza. Drugie miejsce przyznałbym imitacjom larw, pijawek lub dżdżownic, które z powodzeniem możemy turlać po dnie (lub prowadzić tuż nad nim). Na trzecim miejscu wymieniłbym woblera twitchingowego, do którego może się podnieść naprawdę piękna ryba.
Pstrągi – skuteczne techniki prowadzenia przynęt
Przypadek nr 1: Przynęty gumowe imitujące robaki (owady, pierścienice, skorupiaki)
To, jak powinniśmy prowadzić nasz wabik, jest wymuszane przez porę roku i temperaturę wody. Zimą raczej rzadko się zdarza, że ryby bez opamiętania gonią naszą przynętę, więc w 90% przypadków musimy to robić wolno.
Zazwyczaj prowadzimy gumy na dwa sposoby. Pierwszy z nich to łowienie w dryfie. Podstawowa metoda to turlanie gumowej imitacji robaka po dnie (lub dryf tuż nad nim). Kluczową rolę odgrywa tutaj dobór odpowiedniego obciążenia przynęty. Guma nie może płynąć zbyt wysoko w toni ani też grzęznąć w dnie. Jak to zrobić? Niestety, oprócz wiedzy teoretycznej potrzeba tutaj praktyki. Mogę tylko podpowiedzieć, że w przypadku łowów w Dunajcu warto celować w przedział 0,5-2,5 g. W ile dokładnie, to już zależy od wielkości przynęty, szybkości przepływu wody czy od grubości przyponu.
Oczywiście istnieją liczne wariacje łowienia przynętą turlaną po dnie, np. delikatne unoszenie jej od dna (imitacja etapu wyrajania owada) albo delikatne podszarpywanie. Kluczowe, żeby sprzęt nie był zbyt toporny. Po pierwsze: ma to kolosalny wpływ na prowadzenie zestawu i liczbę brań, a po wtóre: na cieńszym zestawie i delikatnej wędce o wiele więcej wyczujemy i zobaczymy (a dzięki temu możemy też więcej złowić). Niebagatelne znaczenie ma też kolor linki prowadzącej zestaw – musi się on odcinać od koloru wody. Sama metoda to natomiast spinningowa wersja długiej nimfy.
Pzypadek nr 2: Łowienie jaskółkami
Zazwyczaj preferuję przynęty dwu-, trzycalowe, raczej z naciskiem na te ostatnie. Moje gumy są w kolorach naturalnych – począwszy od bieli, przez różne odcienie brązu, aż po czerń. Nie odcinam się od gum z zatopionymi elementami błyszczącymi, w odcieniach fioletu i żółci, natomiast nie mam przekonania do barw jaskrawych i zwyczajnie nie stosuję takich przynęt.
Jaskółkę rzucam, stojąc prostopadle do nurtu rzeki, gdzieś na godzinę jedenastą – w taki sposób, żeby dotarła do dna na dwunastej. Wtedy podbijam delikatnie gumę szybkimi, lecz krótkimi ruchami nadgarstka. Po każdym podbiciu czekam, aż guma dotknie dna. W tej metodzie nie stosuję dużego obciążenia (dla zobrazowania: w przypadku trzycalowej gumy jest to coś pomiędzy 2-3 g). Głównie używam główek trójkątnych, ale zdarza mi się też sięgnąć po główki klasyczne, okrągłe. Cały czas obserwuję styk plecionki z wodą, a każdy jej nienaturalny ruch kwituję zacięciem.
Alternatywny sposób prowadzenia nazwałem metodą krakowską. To nic innego, jak jigowanie w toni dość ciężkim zestawem. W skrócie: rzucamy jaskółkę na godzinę 13-14 i sprowadzamy z nurtem. Kluczowe jest tutaj obciążenie przynęty oraz częstotliwość podbić. W tej metodzie stosujemy obciążenie w granicach 3-5 g, a przynęta jest podbijana zdecydowanie częściej (i oczywiście szybciej opada). Ów szybki opad często prowokuje pstrągi do ataku, przy czym musimy się liczyć z częstymi stratami przynęt na zaczepach.
Przypadek nr 3: Łowienie woblerem i twitchowanie
Łowienie pstrągów na przynęty twarde, w tym woblery, ma bardzo długą tradycję. Jeszcze trzydzieści lat temu nikt z nas nie przypuszczał, jak ważne staną się przynęty gumowe (i to w każdej gałęzi wędkarstwa spinningowego!). Podstawą były obrotówka, wahadłówka i wobler. Gumy stanowiły znikomy procent używanych przynęt, za to każdy wędkarz doskonale wiedział, do czego służy wobler, jak go prowadzić i jak łowić na niego ryby. Swoją drogą, wielu rękodzielników zajmowało się produkcją tego typu przynęt. Słynne dunajeckie Widły czy Krakuski łowiły bez opamiętania, a na piedestale zawsze stała fińska Rapala. I chociaż próbowaliśmy urozmaicać i przynęty, i ich prowadzenie, prawdziwy przełom nadszedł stosunkowo niedawno.
Metoda twitchingu – bo właśnie taka nazwa funkcjonuje w języku potocznym – to nic innego, jak prowadzenie woblera techniką podszarpywania. Można w ten sposób łowić większość gatunków ryb drapieżnych. Oczywiście ilu łowiących, tyle wariacji, ale generalnie kij powinien być dość krótki (dla mnie górna granica to 2 metry) i sztywny. Takie cechy pozwolą na lepsze wykorzystanie walorów przynęty.
Nie można też przecenić roli kołowrotka. Powinien on być na tyle szybki, żeby mógł niemal natychmiast usunąć luz powstały po szarpnięciu przynętą. W przeciwnym razie stracimy kontrolę nad wabikiem i prawdopodobnie przegapimy branie ryby. Jeśli chodzi o linkę, powinna ona mieć wytrzymałość ok. 6 kg. Wreszcie – przynęty. Moje woblery mają długość między 6 a 9 cm. Stosuję różne marki, zarówno polskie, jak i fińskie czy japońskie. Stawiam głównie na modele tonące (które pięknie lusterkują podczas opadu) oraz neutralne, zawieszone (suspending). Woblerami klasycznymi łowię zwykle właśnie w sposób klasyczny, przy czym znajdują one zastosowanie także w łowieniu twitchem.
Tak naprawdę wszystko zależy od tego, co chcemy osiągnąć. Na pewno najważniejsze jest, żeby wyczuć, co dany wobler potrafi i nauczyć się, jak go prowadzić. I jeszcze jedno: czasem lepiej jest mieć mniej lepszych przynęt, które znamy, niż zbyt wiele wabików, z którymi nie potrafimy się obchodzić. Kluczowe jest opanowanie takiego sposobu prowadzenia, który spodoba się rybom i przyniesie nam branie upragnionej, rekordowej sztuki.