Styczniowe łowienie spod lodu i wielka niespodzianka
Styczniowe łowienie spod lodu i wielka niespodzianka
Wędkarstwo podlodowe rządzi się swoimi prawami. Pogoda jest ważną zmienną przy każdej metodzie łowienia, ale przy połowach spod lodu gra decydującą rolę – gdy zimy są zbyt ciepłe, a pokrywa lodowa zbyt cienka, o wyprawie można zapomnieć. A że ten sezon jest całkiem sprzyjający, postanowiliśmy wykorzystać dobre warunki i spróbować szczęścia na Stawie Koła nr 20 w Starym Sączu.
Poranny wyjazd i ciepłe ubrania
Nasza trzyosobowa ekipa – Grzegorz, Andrzej i Marcin – wyjechała do Starego Sącza z samego rana. Wczesna pora miała zwiększyć nasze szanse na udany połów, bo wtedy ryby wykazują największą aktywność żerową. Miało to być pierwsze łowienie spod lodu w tym roku – mieliśmy dobre nastawienie i szczerą nadzieję, że wyprawa okaże się owocna.
Szczęściu trzeba pomóc, dlatego zadbaliśmy o porządne przygotowanie – zarówno pod kątem sprzętu, jak i odzieży. Styczniowy dzień nie był bardzo mroźny, ale za to nieprzyjemnie wietrzny, więc ubraliśmy się odpowiednio do pogody. Grzesiek miał na sobie ciepłą bawełnianą czapkę DAM Polar oraz dwuczęściowy kombinezon termiczny DAM O.T.T. o wodoodporności rzędu 8 000 mm. Z kolei Andrzej założył czapkę Delphin Carper z okazałą rybą na czole oraz wodoodporne (10 000 mm), oddychalne (5 000 m2) spodnie Savage Gear SG4 na wygodnych szelkach.
Bezpieczeństwo i wybór miejsc na otwory
Przy łowieniu spod lodu najważniejsze jest bezpieczeństwo. Kluczowa kwestia to grubość pokrywy lodowej – dlatego zaczęliśmy właśnie od sprawdzenia grubości lodu na starosądeckim stawie i upewnienia się,że przekracza ona wymagane 10 centymetrów (pomiary wykazywały 12, a miejscami nawet 13 centymetrów). Warto tutaj przypomnieć, że lód nie zawsze jest tak samo gruby na całej powierzchni akwenu, trzeba więc zachować szczególną ostrożność i zdrowy rozsądek.
Może to oczywiste, ale podkreślmy też, że samotne wyprawy na podlodowe wędkowanie to igranie z losem. Zawsze powinniśmy mieć blisko siebie kogoś, kto w kryzysowej sytuacji poda nam pomocną dłoń lub wezwie niezbędną pomoc. Stąpając po stawie we trzech, od razu czuliśmy się bezpieczniej.
Po sprawdzeniu bezpieczeństwa przystąpiliśmy do wyboru miejsc na otwory. Wytypowaliśmy, gdzie mogą żerować ryby, zwracając uwagę na odległość od brzegu i głębokość w danym punkcie. Na tej podstawie wywierciliśmy otwory tam, gdzie mieliśmy największe szanse na dostanie się do dużego skupiska ryb.
Więcej sprzętu to więcej możliwości
Zabraliśmy ze sobą specjalne wędki podlodowe do łowienia na spławik oraz tradycyjną bałałajkę. Wędki do łowienia spod lodu są kompletnie różne od tych stosowanych w innych metodach – różnicę widać już na pierwszy rzut oka, bo są one zdecydowanie krótsze. Nasze kije Mikado – Under Ice DK i Snowstorm Ice – mierzą odpowiednio 50 i 48 cm i ważą zaledwie kilkadziesiąt gramów. Wybrana przez nas bałałajka, Ice Rod Nord marki Jaxon, to superlekki klasyk z korpusem ze styropianu i dwoma wymiennymi szczytówkami z tworzywa sztucznego (16 cm na okonie i 23 cm na płocie). Hol taką wędką dostarcza szczególnych wrażeń, bo przebiega bez kołowrotka, a za hamulce służą nam wyłącznie palce.
Łowiliśmy zarówno na poziomki (woblery podlodowe) i wahadłówki, jak i tradycyjnie, na mormyszkę, ustawiając wędkę na podpórce i spokojnie czuwając nad zanęconą przeręblą. Każdą dziurę nęciliśmy ochotką i zanętą Trapera. Od nęcenia do pierwszego brania upłynęło zaledwie 20 minut. Białe robaczki i ochotka okazały się strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza że spinning na poziomkę nie przyniósł ani jednego brania. To tylko dowodzi, że wybierając się nad wodę, warto zabrać różnego rodzaju sprzęt i próbować szczęścia na kilka sposobów – nigdy nie wiadomo, który okaże się najskuteczniejszy danego dnia i przy akurat panujących warunkach.
Takiej ryby nikt się nie spodziewał!
Ostatecznie spędziliśmy na mrozie (-3 stopnie, czyli bez tragedii, ale mimo wszystko zimnawo) około 6 godzin. Udało nam się złowić sporo małych okoni i płoci. Trafiła nam się też jedna szczególna zdobycz, a mianowicie ogromny, mniej więcej metrowy jesiotr. Ryba dnia skusiła się ochotkę przymocowaną do zestawu gruntowego. Była nieco ospała, ale największą trudność sprawiło samo wyciąganie jej z przerębla. Andrzej męczył się z tym ładnych kilka minut. Piękny, pełnowymiarowy jesiotr ledwie zmieścił się w wywierconym otworze, ale ostatecznie operacja zakończyła się sukcesem. Dokładny przebieg naszych zmagań możecie prześledzić w filmie na YT Sklepwedkarskipl – jeśli jesteście zainteresowani, odsyłamy Was na kanał. Po szybkiej fotce oczywiście wypuściliśmy rybę z powrotem do wody.Kto wie, może kiedyś spotkamy się ponownie…
Warto spróbować!
Łowienie spod lodu to szczególna odmiana wędkarstwa. Zimą przyroda pozostaje w uśpieniu, a w okolicy stawów czy jezior nie ma tłumów.
W takiej harmonijnej ciszy łowi się wyjątkowo przyjemnie.
Polecamy skompletować sprzęt, poczekać na dobrą pogodę, zabrać ciepłą czapkę i termos z herbatą i wybrać się na własną podlodową przygodę.
Każdy wędkarz powinien choć raz spróbować swoich sił na lodzie, byle nie w pojedynkę i stroniąc od ryzykownych zachowań. Spróbujcie, bo warto!